Info
Ten blog rowerowy prowadzi oelka z miasteczka Warszawa Śródmieście. Mam przejechane 23730.98 kilometrów w tym 681.59 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.78 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 17514 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Kwiecień2 - 5
- 2015, Marzec8 - 7
- 2015, Luty3 - 7
- 2015, Styczeń4 - 4
- 2014, Grudzień6 - 17
- 2014, Listopad10 - 37
- 2014, Październik13 - 25
- 2014, Wrzesień17 - 34
- 2014, Sierpień9 - 26
- 2014, Lipiec16 - 45
- 2014, Czerwiec13 - 43
- 2014, Maj12 - 37
- 2014, Kwiecień12 - 29
- 2014, Marzec9 - 23
- 2014, Luty8 - 12
- 2014, Styczeń6 - 6
- 2013, Grudzień8 - 40
- 2013, Listopad9 - 20
- 2013, Październik11 - 25
- 2013, Wrzesień17 - 51
- 2013, Sierpień12 - 31
- 2013, Lipiec10 - 25
- 2013, Czerwiec11 - 36
- 2013, Maj13 - 61
- 2013, Kwiecień11 - 31
- 2013, Marzec7 - 46
- 2013, Luty5 - 22
- 2013, Styczeń4 - 32
- 2012, Grudzień5 - 26
- 2012, Listopad11 - 58
- 2012, Październik12 - 32
- 2012, Wrzesień15 - 44
- 2012, Sierpień25 - 62
- 2012, Lipiec28 - 56
- 2012, Czerwiec25 - 26
- 2012, Maj25 - 55
- 2012, Kwiecień14 - 27
- 2012, Marzec12 - 38
- 2012, Luty5 - 32
- 2012, Styczeń6 - 36
- 2011, Grudzień25 - 37
- 2011, Listopad29 - 30
- 2011, Październik26 - 12
- 2011, Wrzesień26 - 11
- 2011, Sierpień24 - 24
- 2011, Lipiec22 - 20
- 2011, Czerwiec24 - 17
- 2011, Maj29 - 28
- 2011, Kwiecień25 - 23
- 2011, Marzec3 - 0
- 2011, Luty4 - 5
- 2011, Styczeń4 - 2
- 2010, Listopad10 - 0
- 2010, Październik27 - 3
- 2010, Wrzesień23 - 3
- 2010, Sierpień17 - 0
- 2010, Lipiec28 - 4
- 2010, Czerwiec26 - 0
- 2010, Maj23 - 2
- 2010, Kwiecień24 - 0
- 2010, Marzec9 - 1
- 2010, Luty1 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- DST 40.84km
- Teren 0.71km
- Czas 02:15
- VAVG 18.15km/h
- VMAX 38.80km/h
- Temperatura 7.4°C
- Podjazdy 33m
- Sprzęt ??? [Singel]
- Aktywność Jazda na rowerze
Niejasny napad na Jasnej
Sobota, 20 grudnia 2014 · dodano: 11.05.2016 | Komentarze 1
Marszałkowska - pl. Defilad - Świętokrzyska --
Jasna - Złota - Zgoda - Szpitalna - Górskiego - Tuwima - Warecka - Świętokrzyska - Nowy Świat - Kopernika - Bartoszewicza - Sewerynów - Oboźna - Dynasy - Zajęcza - Topiel - Kruczkowskiego - al. Bobkowskiego - Hoene-Wrońskiego - al. Hopfera - Agrykola - Szwoleżerów - 29 Listopada - Czerniakowska - Suligowskiego - Podchorążych - Sielecka - Jazgarzewska - Sobieskiego - Limanowskiego -- Sobieskiego - Witosa - Idzikowskiego - Czerniakowska - Becka - Most Siekierkowski - Wał Miedzeszyński - Cyklamenów - Heliotropów -- Heliotropów - Cyklamenów - Wał Miedzeszyński - Most Siekierkowski - Becka - Witosa - Beethovena - Sobieskiego - Jazgarzewska - Sielecka - Podchorążych - Suligowskiego - Czerniakowska - 29 Listopada - Szwoleżerów - Agrykola - al. Armii Ludowej - Sempołowskiej - al. Wyzwolenia - Nowowiejska - Waryńskiego - pl. Konstytucji - Marszałkowska
Jak zwykle gdy było po szóstej wieczorem Jadwiga sprawdziła jak zwykle kolejny raz czy wszytko się zgadza. Przeliczone, zapakowane, gotowe. Sięgnęła więc po słuchawkę i wybrała numer. W słuchawce odezwał się męski głos.
- Straż Przemysłowa, słucham.
- Tu Michałowska z kasy. Wszystko jest gotowe, możemy jechać.
Po kilku minutach w pomieszczeniu kasy pojawiło się dwóch strażników. Dzisiaj byli to Zdzisław Skoczek i Stanisław Piętka. Ten drugi po przywitaniu podniósł jutowy worek. Cała trójka opuściła pomieszczenie kasy i udała się do windy, którą zjechała do podziemnego garażu.
Po kilku minutach z garażu CDT na Kruczą wyjechała zielona warszawa o numerach rejestracyjnych WE 2653. Wyróżniała się zamalowanymi na zielono oknami w drugich drzwiach i z tyłu. Z przodu siedzieli kierowca Władysław Bogdalski oraz Skoczek. Z tyłu Michałowska i Piętka. W środku toczyła się typowa przedświąteczna rozmowa o prezentach i choinkach. Bo o czym można rozmawiać wieczorem 22 grudnia 1964 roku. Zbliżała się 18.30, był grudniowy ciemny wieczór. Samochód z Kruczej wjechał w krótki odcinek Brackiej, następnie Szpitalną podążył do placu Powstańców Warszawy. Na przystanku koło płotu stał wygaszony Chausson linii 148. W oddali na skrzyżowaniu ze Świętokrzyską widać było jasny błysk, to trolejbus zakręcał ze Świętokrzyskiej w Mazowiecką. Warszawa mijając oświetlony przez latarnie płot ciągnącej się od wielu lat siedziby NBP zakręciła w w Moniuszki, następnie w Jasną. Jeszcze chwila i samochód zatrzymuje się przed wejściem do banku, pomiędzy Jasną i Hibnera.
- To jesteśmy na miejscu - stwierdził Skoczek. Spojrzał uważnie przez okno na ulicę. Następnie otworzył drzwi i wysiadł rozglądając się po okolicy.
Następnie z drzwi za nim wysiadła Michałowska i odsunęła się aby zrobić miejsce dla Piętki. Ten wyciągnął z samochodu worek i ruszył raźno w stronę drzwi: "To ja lecę przodem". W momencie gdy już miał dotknąć drzwi wpadł na niego niespodziewanie jakiś gość w szarym płaszczu. Rozległ się metaliczny odgłos i niemal równocześnie huk wystrzału. Piętka poczuł silny ból. Worek wysunął się mu z rąk...
Tak mniej więcej mógł wyglądać transport utargu dziennego z Centralnego Domu Towarowego (opisanego tu 30 maja 2013 roku) u zbiegu Alej Jerozolimskich oraz Kruczej do III Oddziału Narodowego Banku Polskiego u zbiegu obecnych ulic Zgoda i Jasnej. W latach 60. patronem tej pierwszej ulicy był wówczas Władysław Hibner - komunista z KPP, który patronem ulicy został, gdyż tu 17 lipca 1925 roku miał dokonać razem z Kniewskim i Rutkowskim zamachu na Józefa Cechnowskiego zidentyfikowanego jako agenta policji w ruchu komunistycznym. Zamach nie doszedł do skutku, ze względu na wkroczenie do akcji policyjnych wywiadowców. Uciekający zamachowcy zastrzeli lub ranili kilka osób. Zostali ujęci i skazani na karę śmierci, którą wykonano 21 sierpnia 1925 roku.
Wróćmy jednak do wieczoru 22 grudnia 1964 roku. Cała akcja rozegrała się przed wejściem do banku - w miejscu widocznym na zdjęciu.
- Straż Przemysłowa, słucham.
- Tu Michałowska z kasy. Wszystko jest gotowe, możemy jechać.
Po kilku minutach w pomieszczeniu kasy pojawiło się dwóch strażników. Dzisiaj byli to Zdzisław Skoczek i Stanisław Piętka. Ten drugi po przywitaniu podniósł jutowy worek. Cała trójka opuściła pomieszczenie kasy i udała się do windy, którą zjechała do podziemnego garażu.
Po kilku minutach z garażu CDT na Kruczą wyjechała zielona warszawa o numerach rejestracyjnych WE 2653. Wyróżniała się zamalowanymi na zielono oknami w drugich drzwiach i z tyłu. Z przodu siedzieli kierowca Władysław Bogdalski oraz Skoczek. Z tyłu Michałowska i Piętka. W środku toczyła się typowa przedświąteczna rozmowa o prezentach i choinkach. Bo o czym można rozmawiać wieczorem 22 grudnia 1964 roku. Zbliżała się 18.30, był grudniowy ciemny wieczór. Samochód z Kruczej wjechał w krótki odcinek Brackiej, następnie Szpitalną podążył do placu Powstańców Warszawy. Na przystanku koło płotu stał wygaszony Chausson linii 148. W oddali na skrzyżowaniu ze Świętokrzyską widać było jasny błysk, to trolejbus zakręcał ze Świętokrzyskiej w Mazowiecką. Warszawa mijając oświetlony przez latarnie płot ciągnącej się od wielu lat siedziby NBP zakręciła w w Moniuszki, następnie w Jasną. Jeszcze chwila i samochód zatrzymuje się przed wejściem do banku, pomiędzy Jasną i Hibnera.
Bank "Pod Orłami" © oelka
- To jesteśmy na miejscu - stwierdził Skoczek. Spojrzał uważnie przez okno na ulicę. Następnie otworzył drzwi i wysiadł rozglądając się po okolicy.
Następnie z drzwi za nim wysiadła Michałowska i odsunęła się aby zrobić miejsce dla Piętki. Ten wyciągnął z samochodu worek i ruszył raźno w stronę drzwi: "To ja lecę przodem". W momencie gdy już miał dotknąć drzwi wpadł na niego niespodziewanie jakiś gość w szarym płaszczu. Rozległ się metaliczny odgłos i niemal równocześnie huk wystrzału. Piętka poczuł silny ból. Worek wysunął się mu z rąk...
Tak mniej więcej mógł wyglądać transport utargu dziennego z Centralnego Domu Towarowego (opisanego tu 30 maja 2013 roku) u zbiegu Alej Jerozolimskich oraz Kruczej do III Oddziału Narodowego Banku Polskiego u zbiegu obecnych ulic Zgoda i Jasnej. W latach 60. patronem tej pierwszej ulicy był wówczas Władysław Hibner - komunista z KPP, który patronem ulicy został, gdyż tu 17 lipca 1925 roku miał dokonać razem z Kniewskim i Rutkowskim zamachu na Józefa Cechnowskiego zidentyfikowanego jako agenta policji w ruchu komunistycznym. Zamach nie doszedł do skutku, ze względu na wkroczenie do akcji policyjnych wywiadowców. Uciekający zamachowcy zastrzeli lub ranili kilka osób. Zostali ujęci i skazani na karę śmierci, którą wykonano 21 sierpnia 1925 roku.
Wróćmy jednak do wieczoru 22 grudnia 1964 roku. Cała akcja rozegrała się przed wejściem do banku - w miejscu widocznym na zdjęciu.
Miejsce to wówczas wyglądało o tyle inaczej, że nie było jeszcze "Ściany Wschodniej". Budowa dopiero się zaczynała. Ulica Złota w tym czasie mająca za patrona Kniewskiego była niemal o połowę węższa. Narożnik Kniewskiego i Hibnera zajmowała jeszcze kamienica należąca zapewne do Konstantego Radkiewicza, która już w niedługim czasie miała ustąpić miejsca pod budowę bloku powstającego w ramach "Ściany Wschodniej".
Napad miał miejsce tuż przed wejściem do wczesnomodernistycznego Gmachu Banku Towarzystw Spółdzielczych zwanego popularnie bankiem lub "Domem pod Orłami" z racji rzeźb wieńczących narożniki. Budynek projektował Jan Heurich młodszy (Jan Fryderyk Heurich - w odróżnieniu od ojca, również architekta Jana Kacpra Heuricha nazywanego starszym). Dekoracja rzeźbiarska jest autorstwa Zygmunta Otto. Gmach powstał w latach 1912-17. Na terenie rozparcelowanym po wyprowadzce z tego miejsca szpitala Dzieciątka Jezus. O szpitalu pisałem 15 grudnia 2014 roku opisując położony w pobliżu plac Powstańców Warszawy.
Po wojennych zniszczeniach bank został odbudowany i zarazem rozbudowany w latach 1948-50. Projekt przygotowała Barbara Brukalska. W trakcie tych prac zdemontowano stalowe płyty zdobiące fasadę. Kilka zachowało się do dzisiaj od strony ulicy Zgoda. W narożniku od Jasnej zbudowano klatkę schodową. Wejście do budynku przeniesiono z narożnika od Jasnej na elewację frontową. Budynek został też znacznie powiększony przez zabudowę sąsiedniej działki aż do ulicy Sienkiewicza.
Napad miał miejsce tuż przed wejściem do wczesnomodernistycznego Gmachu Banku Towarzystw Spółdzielczych zwanego popularnie bankiem lub "Domem pod Orłami" z racji rzeźb wieńczących narożniki. Budynek projektował Jan Heurich młodszy (Jan Fryderyk Heurich - w odróżnieniu od ojca, również architekta Jana Kacpra Heuricha nazywanego starszym). Dekoracja rzeźbiarska jest autorstwa Zygmunta Otto. Gmach powstał w latach 1912-17. Na terenie rozparcelowanym po wyprowadzce z tego miejsca szpitala Dzieciątka Jezus. O szpitalu pisałem 15 grudnia 2014 roku opisując położony w pobliżu plac Powstańców Warszawy.
Po wojennych zniszczeniach bank został odbudowany i zarazem rozbudowany w latach 1948-50. Projekt przygotowała Barbara Brukalska. W trakcie tych prac zdemontowano stalowe płyty zdobiące fasadę. Kilka zachowało się do dzisiaj od strony ulicy Zgoda. W narożniku od Jasnej zbudowano klatkę schodową. Wejście do budynku przeniesiono z narożnika od Jasnej na elewację frontową. Budynek został też znacznie powiększony przez zabudowę sąsiedniej działki aż do ulicy Sienkiewicza.
Powróćmy teraz znów do napadu.
Pierwszą osobą, która poinformowała milicję o zdarzeniu był dziennikarz Kuriera Polskiego - Andrzej Olszewski. Była godzina 18.33. Redakcja gazety mieściła się w budynku widocznym w tle przy ulicy Hibnera 11 (obecnie Zgoda 11). Milicja pojawiła się po dziewięciu minutach. W siedzibie redakcji powstał sztab kierujący akcją. Okazało się, że napastnicy uciekli ulicą Hibnera, czyli Zgoda a potem do Moniuszki wąskim wówczas przejściem pomiędzy budynkami (parking pomiędzy filharmonią i gmachem PKO mógł być zajęty jeszcze wówczas przez kamienicę przy Moniuszki 7, którą rozebrano w latach 60.). Dalej do Marszałkowskiej gdzie napastnik z workiem wsiadł do szaroniebieskiej warszawy M-20. Samochód natychmiast odjechał w stronę Świętokrzyskiej.
Pracująca na miejscu napad milicja przesłuchała kilkudziesięciu świadków, zebrała łuski pocisków. Ustawiono również blokady dróg wyjazdowych z Warszawy.
Badania laboratoryjne łusek i inne zdobyte informacje zaczynają wskazywać, że napad wskazuje podobieństwo do wcześniejszych zdarzeń tego rodzaju.
4 grudnia 1957 dokonano napadu na kasjerkę ze sklepu z obuwiem "Chełmek" mieszczącego się w alei Wyzwolenia przy placu Zbawiciela. Niosła wówczas do banku przy ulicy Bagatela worek z utargiem. Napastnicy strzelali z pistoletu TT wz. 33, kaliber 7,62mm. Nikogo nie zastrzelili wówczas. Worek niósł towarzyszący kasjerce mężczyzna, który upuścił worek, gdy napastnicy strzeli mu pod nogi. Milicja znalazła łuskę i zidentyfikowała rodzaj broni.
Sklep z obuwiem działa w tym miejscu do dzisiaj.
Pierwszą osobą, która poinformowała milicję o zdarzeniu był dziennikarz Kuriera Polskiego - Andrzej Olszewski. Była godzina 18.33. Redakcja gazety mieściła się w budynku widocznym w tle przy ulicy Hibnera 11 (obecnie Zgoda 11). Milicja pojawiła się po dziewięciu minutach. W siedzibie redakcji powstał sztab kierujący akcją. Okazało się, że napastnicy uciekli ulicą Hibnera, czyli Zgoda a potem do Moniuszki wąskim wówczas przejściem pomiędzy budynkami (parking pomiędzy filharmonią i gmachem PKO mógł być zajęty jeszcze wówczas przez kamienicę przy Moniuszki 7, którą rozebrano w latach 60.). Dalej do Marszałkowskiej gdzie napastnik z workiem wsiadł do szaroniebieskiej warszawy M-20. Samochód natychmiast odjechał w stronę Świętokrzyskiej.
Pracująca na miejscu napad milicja przesłuchała kilkudziesięciu świadków, zebrała łuski pocisków. Ustawiono również blokady dróg wyjazdowych z Warszawy.
Badania laboratoryjne łusek i inne zdobyte informacje zaczynają wskazywać, że napad wskazuje podobieństwo do wcześniejszych zdarzeń tego rodzaju.
4 grudnia 1957 dokonano napadu na kasjerkę ze sklepu z obuwiem "Chełmek" mieszczącego się w alei Wyzwolenia przy placu Zbawiciela. Niosła wówczas do banku przy ulicy Bagatela worek z utargiem. Napastnicy strzelali z pistoletu TT wz. 33, kaliber 7,62mm. Nikogo nie zastrzelili wówczas. Worek niósł towarzyszący kasjerce mężczyzna, który upuścił worek, gdy napastnicy strzeli mu pod nogi. Milicja znalazła łuskę i zidentyfikowała rodzaj broni.
Sklep z obuwiem działa w tym miejscu do dzisiaj.
Jednak z dostępnych informacji wynika, że napad dokonano nie w alei Wyzwolenia, lecz na terenie osiedlowym na zapleczu budynku. Dostęp tam obecnie chroniony jest zamykanymi furtkami i domofonem zarówno od Marszałkowskiej jak też od ulicy Sempołowskiej. Poniżej wejście na ten teren od strony ulicy Sempołowskiej.
Kolejny napad miał miejsce 7 kwietnia 1959. Podczas tej akcji przy tunelu Trasy W-Z zabito z tej samej broni milicjanta. Najpewniej chodziło tym razem o pozyskanie magazynków z pociskami do pistoletu.
Kolejny napad miał miejsce 1 czerwca 1959 roku. Tym razem ukradziono pieniądze z konwoju pocztowego koło poczty w alei Armii Ludowej. Jednego strażnika zastrzelono, drugi ranny przeżył. Ukradziono wówczas ponad 600 tysięcy ówczesnych złotych.
Urząd Pocztowy Warszawa 57 podobnie jak sklep z obuwiem funkcjonuje bez zmian, pod adresem Marszałkowska 26, z wejściem od alei Armii Ludowej. Od czasu napadu główną różnicą jest zbudowanie w wykopie Trasy Łazienkowskiej, o budowie której pisałem 19 lipca 2014. O sąsiadującym z budynkiem gdzie mieści się poczta, O zlikwidowanym już szpitalu dziecięcym pisałem 24 października 2014 roku.
Kolejny napad miał miejsce 1 czerwca 1959 roku. Tym razem ukradziono pieniądze z konwoju pocztowego koło poczty w alei Armii Ludowej. Jednego strażnika zastrzelono, drugi ranny przeżył. Ukradziono wówczas ponad 600 tysięcy ówczesnych złotych.
Urząd Pocztowy Warszawa 57 podobnie jak sklep z obuwiem funkcjonuje bez zmian, pod adresem Marszałkowska 26, z wejściem od alei Armii Ludowej. Od czasu napadu główną różnicą jest zbudowanie w wykopie Trasy Łazienkowskiej, o budowie której pisałem 19 lipca 2014. O sąsiadującym z budynkiem gdzie mieści się poczta, O zlikwidowanym już szpitalu dziecięcym pisałem 24 października 2014 roku.
Sprawców tych napadów nie udało się ująć. Cechą wspólną dla nich była użyta broń, rysopisy sprawców czy wypalone papierosy "Nysa".
Podczas śledztwa milicja sprawdziła 970 samochodów warszawa M-20 w kolorze szaroniebieskim. Do kompletu zabrakło jednej, którą właściciel sprzedał otrzymał za nią zapłatę, ale kupujący nie podpisał umowy (co miał wykonać po próbnej jeździe, ale już się nie pojawił). Sprawdzano drobiazgowo wiele różnych śladów, jednak bez rezultatów. Napastnicy zapadli się pod ziemię. Co ciekawe wywiad w środowiskach przestępczych również nic nie wskazał, chociaż taka napaść powinna tam być zauważona. Pojawiły się więc podejrzenia, że napastnicy nie wywodzili się z kręgów przestępczych. Co ciekawe przestępcy nie ukrywali twarzy. Działali szybko, broni używali bez żadnych skrupułów, co być może miało dać podobny efekt jak maskowanie twarzy.
Sprawy napadów prowadziły dwie specjalne grupy milicyjne napadami w latach 1957 i 1959 zajmował się zespół o kryptonimie P-57, natomiast napadem przed bankiem P-64. Żaden z tych zespołów nie odniósł sukcesu mimo zebrania wielu śladów. Zespół p-64 ostatecznie zlikwidowano dopiero w 1980 roku.
Poza środowiskiem przestępczym sprawdzano też na przykład środowiska weteranów wojennych związanych z działalnością partyzancką, a także dawnych cichociemnych z Armii Krajowej.
Gdy w 1997 roku wychodzący w tym czasie tygodnik Kulisy opublikował artykuł o napadzie do redakcji przysłany został list, którego autor twierdził, że napadów dokonywali oficerowie Służby Bezpieczeństwa. Podczas śledztwa podobno sprawdzono alibi wszystkich pracowników SB, którzy mieli w tym czasie urlopy i w ten sposób trafiono do sprawców. Zrabowane pieniądze mieli wymieniać na dolary u znajomych cinkciarzy a samochód został zniszczony w Hucie Warszawa dzięki szefowi tamtejszej straży przemysłowej, będącym równocześnie pracownikiem SB. Napastnicy planowali podobno wyjazd na zachód, jednak wcześniej zostali rozpracowani i aby nie kompromitować Służby Bezpieczeństwa, w tajemnicy zlikwidowani bez przeprowadzania sprawy sądowej.
Nie są to jednak wiadomości potwierdzone.
W 1989 roku zarzuty zabójstwa konwojentów przedawniły się. Prasa apelowała o ujawnienie się sprawców, oferując nawet zapłatę za informacje o napadzie. Nikt jednak się nie zgłosił. Od napadu pod bankiem podobnego zdarzenia, które mogło by być popełnione przez tych samych ludzi nie odnotowano. Od napadu mijają już blisko 52 lata. Na porażkę śledczych mógł mieć wpływ fakt, że w tym czasie milicja nie zbierała jeszcze obligatoryjnie śladów daktyloskopijnych.
Wszystko wskazuje na to, że być może nigdy nie dowiemy się co się stało z kwotą 1355500zł będącą utargiem z CDT-u w dniu 22 grudnia 1964 roku.
Podczas śledztwa milicja sprawdziła 970 samochodów warszawa M-20 w kolorze szaroniebieskim. Do kompletu zabrakło jednej, którą właściciel sprzedał otrzymał za nią zapłatę, ale kupujący nie podpisał umowy (co miał wykonać po próbnej jeździe, ale już się nie pojawił). Sprawdzano drobiazgowo wiele różnych śladów, jednak bez rezultatów. Napastnicy zapadli się pod ziemię. Co ciekawe wywiad w środowiskach przestępczych również nic nie wskazał, chociaż taka napaść powinna tam być zauważona. Pojawiły się więc podejrzenia, że napastnicy nie wywodzili się z kręgów przestępczych. Co ciekawe przestępcy nie ukrywali twarzy. Działali szybko, broni używali bez żadnych skrupułów, co być może miało dać podobny efekt jak maskowanie twarzy.
Sprawy napadów prowadziły dwie specjalne grupy milicyjne napadami w latach 1957 i 1959 zajmował się zespół o kryptonimie P-57, natomiast napadem przed bankiem P-64. Żaden z tych zespołów nie odniósł sukcesu mimo zebrania wielu śladów. Zespół p-64 ostatecznie zlikwidowano dopiero w 1980 roku.
Poza środowiskiem przestępczym sprawdzano też na przykład środowiska weteranów wojennych związanych z działalnością partyzancką, a także dawnych cichociemnych z Armii Krajowej.
Gdy w 1997 roku wychodzący w tym czasie tygodnik Kulisy opublikował artykuł o napadzie do redakcji przysłany został list, którego autor twierdził, że napadów dokonywali oficerowie Służby Bezpieczeństwa. Podczas śledztwa podobno sprawdzono alibi wszystkich pracowników SB, którzy mieli w tym czasie urlopy i w ten sposób trafiono do sprawców. Zrabowane pieniądze mieli wymieniać na dolary u znajomych cinkciarzy a samochód został zniszczony w Hucie Warszawa dzięki szefowi tamtejszej straży przemysłowej, będącym równocześnie pracownikiem SB. Napastnicy planowali podobno wyjazd na zachód, jednak wcześniej zostali rozpracowani i aby nie kompromitować Służby Bezpieczeństwa, w tajemnicy zlikwidowani bez przeprowadzania sprawy sądowej.
Nie są to jednak wiadomości potwierdzone.
W 1989 roku zarzuty zabójstwa konwojentów przedawniły się. Prasa apelowała o ujawnienie się sprawców, oferując nawet zapłatę za informacje o napadzie. Nikt jednak się nie zgłosił. Od napadu pod bankiem podobnego zdarzenia, które mogło by być popełnione przez tych samych ludzi nie odnotowano. Od napadu mijają już blisko 52 lata. Na porażkę śledczych mógł mieć wpływ fakt, że w tym czasie milicja nie zbierała jeszcze obligatoryjnie śladów daktyloskopijnych.
Wszystko wskazuje na to, że być może nigdy nie dowiemy się co się stało z kwotą 1355500zł będącą utargiem z CDT-u w dniu 22 grudnia 1964 roku.
Kategoria Rowerkiem po Warszawie, Służbowo, na... rower ;-), SS
Komentarze
Gość | 18:34 piątek, 13 maja 2016 | linkuj
dalej, dalej...
jeszcze 1,5 roku i wyrówna się załamanie czasoprzestrzenne!
3mamy kciukiciuw
Komentuj
jeszcze 1,5 roku i wyrówna się załamanie czasoprzestrzenne!
3mamy kciukiciuw